piątek, 29 marca 2013

Rozdział 30

Po trzech dniach(Perspektywa Nathana...)

W końcu wracam do domu...! Nawet nie wiecie jak się cieszę, tam przynajmniej mogę odpocząć na wygodnym łóżku..! Tylko jak zawszę jest problem... a tak dokładniej Sabrina. Nie była za bardzo ucieszona z tego, iż musi jechać do tego budynku ze mną. I co gorsze mieszkać, dla mnie ta sytuacja była wręcz doskonała. Mogłem być u boku ukochanej osoby, lecz ona uważała mnie za potwora..Próbuje z nią rozmawiać, ciągle opowiadam o jej życiu...  Przecież chce do niej jak najlepiej, co mam jeszcze robić..??
Chłopacy przyszli do szpitala po nas, zaczęliśmy się pakować... biegałem po całej sali w poszukiwaniu ciuchów. Sabrina nie mogła się za bardzo ruszać, można powiedzieć że każdy ruch sprawiał jej ból, lecz nie poddawała się i dalej pakowała. Gdy zapiąłem swoją torbę zacząłem pomagać dziewczynie. Było widać iż nie jest zadowolona z mojej pomocy... z resztą nie dziwie się jej, sam nie lubię gdy ktoś dotyka moje ciuchy...
Po około 10 minutach byliśmy gotowi do wyjścia. Gdy Sabrina zeskoczyła z łóżka i przeszła zaledwie dwa kroki upadła na kolana... Natychmiast zareagowałem i podbiegłem do niej...
-Wszystko dobrze...?
-Tak, wszystko ok... jedzmy do domu..
-Przecież widzę, że ledwo trzymasz się na nogach..
-Proszę jedźmy stąd...
-Ciekawe jak przejdziemy koło lekarzy..-spytał zaciekawiony Tom..
-Dam jakoś radę...
-Mam nadzieje..
No cóż przytaknąłem na jej decyzje.. nadal ją kochałem i nadal się o nią martwię. Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy z pokoju, byłem zdziwiony ponieważ nie kazała mi się zbliżać do siebie(może się w końcu do mnie przekonała należy wierzyć..). A może po prostu aż tak boi się szpitali. Nadal mam cichą nadzieję że wszystko sobie przypomni...
Na szczęście lekarz nic nie podejrzewał, pozadawał Sabrinie trochę pytań czy na pewno dobrze się czuję i czy chce jechać z nami do domu. Na moją ulgę wyszła z nami ze szpitala. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu...

Perspektywa Sabriny...

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu, ciągle siedziałam w objęciach Nathana, tu czułam się najbezpieczniej. Nie wiem dlaczego, on był dla mnie najmilszy omijając dziewczyny... one ciągle się mną opiekowały, przynosiły ciuchy jedzenie itp...
Gdy weszłam do domu (w którym miałam mieszkać tylko i wyłącznie z Nathanem) byłam miło zaskoczona. Cały dom był doskonały, wszystko idealnie poukładane.. każda rzecz coś mi przypominała, lecz zawsze do końca nie wiedziałam co. Chłopacy wnieśli nasze bagaże i pojechali do swoich domów. Chodziłam niepewnie po całym domu, starałam się przywołać wspomnienia, lecz zawsze to samo... pustka. Widziałam zakłopotanie chłopaka, ciągle na mnie zerkał, jak by się bał że coś sobie zrobię. Po jego zachowaniu było widać iż nie chce się do mnie zbliżyć, tak naprawdę... nie dziwię się mu, przecież ile razy można próbować zbliżyć się do tego samego człowieka.
W pewnym momencie poczułam się słabo, usiadłam szybko na krzesełko aby znów nie upaść. Natychmiastowo podbiegł do mnie zdenerwowany chłopak..
-Powoli zaczynam żałować, że przystałem na twoje warunki...
-Nie jest źle, po prostu jestem wykończona... muszę nazbierać trochę energii, wszystko będzie dobrze... Nie musisz się tak ciągle o mnie martwić..
-Też byś się martwiła... postaw się na moim miejscu...-lekko się uśmiechnął
-Zapewne tak, ale naprawdę nie trzeba..
-I tak cię nie posłucham.. z natury jestem uparciuchem..-i znów pokazał swój szereg białych zębów
-Zauważyłam..

2 komentarze:

magda562 pisze...

rozdział jest świetny :)
super opisany odgrywałam ten rozdział w mojej głowie i podobał mi się :)
czekam na kolejny
weny!!!

berry. pisze...

omg, Sabina! wracaj do zdrowia . To słodkie jak Nathanek się o nią troszczy. <3
aww, czekam na kolejny.