niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 31

Perspektywa Sabriny...

-No dobra kobitko...-spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem-No może mi powiesz, że facetem jesteś...-zaśmiałam się cicho, i pokiwałam przecząco głową- Trzeba by było zjeść coś porządnego..
-Masz racje, szpitalnego jedzenia nie da się nazwać porządnym...
-To ty siedź a ja coś ugo... Sory zamówię pizzę, ja nie umiem gotować..
-Na pewno coś umiesz..
-Taa, wodę w czajniku, chociaż...-udał zamyślonego- Nie jednak nie.. I z tym miałem wpadkę..
-Jaką..? Przecież to nie możliwe...! Z czajnikiem, proszę cię..
-Jednak możliwe.. wstawiłem wodę i poszedłem do pokoju, włączyłem muzykę w miarę głośno... i no ten..-przerwał na chwilę i spojrzał na mnie.. a ja jak zawsze gęba otwarta i śmieje się z jego głupoty-Nie usłyszałem jak woda zaczęła się gotować.. i ten no... Emm.. czajnik poszedł do kosza..
Po wypowiedzeniu tych słów zaczęłam się śmiać jak głupia, no sory.. to chyba w miarę logiczne iż trzeba  pilnować wody gdy się ją wstawi na gaz..
-A może jednak spróbujemy coś ugotować..
-Może pastę z jajek.. do chleba. Znam przepis, ostatnio Naressa mi tłumaczyła jak się to robi..
-No ok.. możemy spróbować...
-To ja idę wstawić jajka... Jak ja ich uwielbiam za zrobienie mi zakupów...-podniósł ręce do nieba(lub sufitu, jak kto woli)- Jak dobrze pójdzie to nie będę musiał im kasy oddawać..-zaśmiałam się cicho i poszłam za Nathanem do kuchni-Oby szlag..
-Co się stało..?
-Jednak muszę im kasę oddać..
-Nie rozumiem...
-No spójrz..
Chłopak mi pokazał karteczkę, na której było napisane..:

,,Nie myśl sobie młody, iż ci odpuszczę...
następnym razem gdy cię zobaczę to oddajesz kasę.. paragon masz tam gdzie kubki.. :P
Tom... XD
ps. nie odpuszczę.. jak spojrzysz na rachunek to będziesz
wiedzieć dla czego... :P"
-Aha.. był szybszy niż ty..-uśmiechnęłam się lekko do chłopaka i usiadłam na krześle...
Po około 5 minutach pokroiliśmy wszystko potrzebne do sałatki czy pasty...(dziwnie to brzmi :D) zostały nam tylko jajka.. W pewnym momencie poczułam spaleniznę, podbiegła do gazówki...
-Nath, dowiedziałam się, że nie umiesz za bardzo gotować.. ale aż tak z tym u ciebie jest źle..??
-Czemu..??
-No sory.. jajka bez wody się raczej nie ugotują...
-Emm.. Naressa nic nie mówiła o wodzie do jajek...-spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem-Po za tym nie czepiaj się.. te zasrane jajka gotuje pierwszy raz..
-Nie żebym się czepiała, ale każde jajko gotuje się pierwszy raz..-uśmiechnęłam się, pokazując swoje białe ząbki..
-Nie łap za słowa... chodzi mi, że pierwszy raz gotuje jajka..
-Aha, zaraz przyjdę...
Pobiegła na górę do mojego pokoju i wyciągnęłam ze swojej torebki  kartkę i długopis.. zbiegłam na dół i zaczęłam pisać, po pięciu minutach (nawet nie), skończyłam... Podeszłam do lodówki i zawiesiłam kartkę na niej...
-No zobaczmy co wyprodukowałaś...-zaczął czytać-No to tak..:
,,Instrukcja gotowania jajek..!
1.Bierzesz garnek
2.Wkładasz do niego jajka
3.Wlewasz letnią wodę
4.Ustawiasz na gazówce
5.Włanczasz gaz
6.Czekasz około 10 minut
(czekasz przy nich, żeby nie było tak samo jak z ty czajnikiem...!!!)
7.Wyłączasz gaz
(bo dom pójdzie z dymem XD)
8.Wylewasz gorącą wodę
(tylko złap garnek przez jakąś ściereczkę, czy coś..
bo znowu będzie, że nic nie było o tym mówione)
9.Studzisz jajka
KONIEC GENIUSZU..!!!"
-To teraz będziesz wiedzieć jak ugotować jajka..??
-Taa., pewnie.. teraz tak...

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 30

Po trzech dniach(Perspektywa Nathana...)

W końcu wracam do domu...! Nawet nie wiecie jak się cieszę, tam przynajmniej mogę odpocząć na wygodnym łóżku..! Tylko jak zawszę jest problem... a tak dokładniej Sabrina. Nie była za bardzo ucieszona z tego, iż musi jechać do tego budynku ze mną. I co gorsze mieszkać, dla mnie ta sytuacja była wręcz doskonała. Mogłem być u boku ukochanej osoby, lecz ona uważała mnie za potwora..Próbuje z nią rozmawiać, ciągle opowiadam o jej życiu...  Przecież chce do niej jak najlepiej, co mam jeszcze robić..??
Chłopacy przyszli do szpitala po nas, zaczęliśmy się pakować... biegałem po całej sali w poszukiwaniu ciuchów. Sabrina nie mogła się za bardzo ruszać, można powiedzieć że każdy ruch sprawiał jej ból, lecz nie poddawała się i dalej pakowała. Gdy zapiąłem swoją torbę zacząłem pomagać dziewczynie. Było widać iż nie jest zadowolona z mojej pomocy... z resztą nie dziwie się jej, sam nie lubię gdy ktoś dotyka moje ciuchy...
Po około 10 minutach byliśmy gotowi do wyjścia. Gdy Sabrina zeskoczyła z łóżka i przeszła zaledwie dwa kroki upadła na kolana... Natychmiast zareagowałem i podbiegłem do niej...
-Wszystko dobrze...?
-Tak, wszystko ok... jedzmy do domu..
-Przecież widzę, że ledwo trzymasz się na nogach..
-Proszę jedźmy stąd...
-Ciekawe jak przejdziemy koło lekarzy..-spytał zaciekawiony Tom..
-Dam jakoś radę...
-Mam nadzieje..
No cóż przytaknąłem na jej decyzje.. nadal ją kochałem i nadal się o nią martwię. Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy z pokoju, byłem zdziwiony ponieważ nie kazała mi się zbliżać do siebie(może się w końcu do mnie przekonała należy wierzyć..). A może po prostu aż tak boi się szpitali. Nadal mam cichą nadzieję że wszystko sobie przypomni...
Na szczęście lekarz nic nie podejrzewał, pozadawał Sabrinie trochę pytań czy na pewno dobrze się czuję i czy chce jechać z nami do domu. Na moją ulgę wyszła z nami ze szpitala. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu...

Perspektywa Sabriny...

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu, ciągle siedziałam w objęciach Nathana, tu czułam się najbezpieczniej. Nie wiem dlaczego, on był dla mnie najmilszy omijając dziewczyny... one ciągle się mną opiekowały, przynosiły ciuchy jedzenie itp...
Gdy weszłam do domu (w którym miałam mieszkać tylko i wyłącznie z Nathanem) byłam miło zaskoczona. Cały dom był doskonały, wszystko idealnie poukładane.. każda rzecz coś mi przypominała, lecz zawsze do końca nie wiedziałam co. Chłopacy wnieśli nasze bagaże i pojechali do swoich domów. Chodziłam niepewnie po całym domu, starałam się przywołać wspomnienia, lecz zawsze to samo... pustka. Widziałam zakłopotanie chłopaka, ciągle na mnie zerkał, jak by się bał że coś sobie zrobię. Po jego zachowaniu było widać iż nie chce się do mnie zbliżyć, tak naprawdę... nie dziwię się mu, przecież ile razy można próbować zbliżyć się do tego samego człowieka.
W pewnym momencie poczułam się słabo, usiadłam szybko na krzesełko aby znów nie upaść. Natychmiastowo podbiegł do mnie zdenerwowany chłopak..
-Powoli zaczynam żałować, że przystałem na twoje warunki...
-Nie jest źle, po prostu jestem wykończona... muszę nazbierać trochę energii, wszystko będzie dobrze... Nie musisz się tak ciągle o mnie martwić..
-Też byś się martwiła... postaw się na moim miejscu...-lekko się uśmiechnął
-Zapewne tak, ale naprawdę nie trzeba..
-I tak cię nie posłucham.. z natury jestem uparciuchem..-i znów pokazał swój szereg białych zębów
-Zauważyłam..

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 29

Leżałem bezczynnie i patrzałem na Sabrine...
-Dowiedzieliście się coś o jej stanie, gdy spałem..?
-Max powiedz mu...-powiedziała zatroskana Naressa
-Czemu ja, będę go miał na sumieniu...
-Lepiej żeby dowiedział się tego od lekarza, czy od przyjaciół...
-Ale czemu ja..?
-Bo jesteś najpoważniejszy...
-Powiecie mi w końcu czy nie..!-wykrzyknął poirytowany
-No już, Max mów...-powiedział Jay
-Jak zawsze ja...-spojrzał na mnie tym razem- Bo ten... lekarz podejrzewa że... no wiesz... ten i tamto... i no wiesz..
-Jak bym wiedział to bym się nie pytał..!!!
-Kurde ja już powiem...-powiedział stanowczo Tom-Lekarz przekazał nam iż Sabrina może nic nie pamiętać po tym wypadku, ale jest nadzieja że tak nie będzie...-powiedział na jednym oddechu Tom..
-Że co..? Ja się przesłyszałem prawda...?
-Niestety nie...

Po tygodniu...

 Niestety teoria lekarza się sprawdziła, gdy Sabrina się obudziła nic nie pamiętała... cały koncert znów został przełożony na następny rok. Nie wiedziała kim jesteśmy, ciągle się nas bała... nie pamiętała nawet swojego imienia. Gdy opowiadałem jej o całym czasie spędzonym ze mną nie mogła uwierzyć... chyba najmniej wiarygodną rzeczą dla niej było to iż była moją dziewczyną. Nie wiem czy miałem to przyjąć jako dobrą wiadomość czy zła.. Może nie chciała jej wziąć do siebie, ponieważ jestem aż tak odrażający lub... nic innego nie przychodzi mi do głowy... Dla mnie najtrudniejsze było do zrozumienia iż muszę wszystko budować od nowa... całą naszą miłość, zaczynając od kolegów. Ja nie potrafiłem, chciałem znów przytulić ją do siebie... Lecz w tej chwili najbliższą odległość jaką osiągnąłem to cztery kroki, gdy chciałem bliżej podejść odsuwała się... Próbowałem się dowiedzieć czego się boi, lecz na marne... zawsze odchodziła od tego tematu jak najdalej... Co dzień przyglądałem się łańcuszkowi który chciałem jej dać w dzień wypadku... chodziłem ciągle smutny, chłopacy zaczęli się o mnie martwić i zapisać do psychologa.. No ale kurcze ja nie jestem chory na głowę tylko na miłość..

Perspektywa Sabriny...

Gdy się obudziłam nie wiedziałam kim jestem, cały świat wydawał się obcy... Koło mnie ciągle krzątał się pewny chłopak, Nathan... widać, że był załamany moją utratą pamięci. Ciągle starał się ze mną rozmawiać, spróbować coś przypomnieć, lecz na marne. Ciągle wyciągał z torby pudełeczko i wpatrywał się w nie, nie powiem byłam ciekawa co to jest.. lecz za bardzo się bałam aby podejść. Niby mówił ciągle, że nic mi nie zrobi, ale ja po prostu zaczęłam bać się ludzi... stawać się dzikusem. Nieraz próbowałam przełamać tą barierę dzielącą mnie od innych ludzi, lecz zazwyczaj kończyło się to większym załamaniem... Nie mam pojęcia jak wrócić mam do jego domu...

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 28

Tak jak mówiła ubrałam się w sukienkę,  do dodatku założyłam kolczyki... Nie powiem z efektów byłam zadowolona, choć moim zdaniem na takie spotkanie byłam za uroczyście ubrana... No ale cóż, pan Sykes sobie zażyczył więc życzenie spełniłam... :)
Po około godzinie przyszedł Nath, ubrany w garnitur... oj coś kręci.. zilustrował mnie...
-Mówiłem, że ta sukienka będzie idealna...-pocałował mnie w policzek
-Jeszcze buty musze wynaleźć...
-Ehem...
Po pół godzinie siedzieliśmy w taxi i byliśmy w drodze... Ciągle rozmawialiśmy. W pewnym momencie kierowca na nas spojrzał i uśmiechnął w dziwny sposób... jak by chciał coś mi zrobić, nie wiem jak to ująć...  Wtuliłam się bardziej w Nathana, chyba to zauważył... Nagle poczułam jak całe moje ciało przeszywa ból, nie wiedziałam co się ze mną dzieje... wszystko zamieniało się w mroczną krainę z której nie można było wyjść...

Perspektywa Nathana...

Jechaliśmy spokojnie do chłopaków, właśnie dzisiaj miałem oficjalnie poprosić Sabrinę o chodzenie. Nawet nie wiecie jak byłem szczęśliwy, to miał być mój najlepszy dzień w życiu... W końcu pozbyliśmy się Chrisa, został złapany przez policję i zamknięty w więzieniu...
Ale tak jak mówiłem, miał to być najpiękniejszy dzień w moim życiu... niestety MIAŁ. Siedzieliśmy w taxi i rozmawialiśmy o naszej przyszłości... Gdy spojrzałem się na kierowcę, ten uśmiechnął się w szyderczy sposób... nie wiedziałem o co chodzi, tak samo jak Sabrina. Zobaczyłem zbliżającego się tira, i właśnie w tej chwili straciłem świadomość. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, czułem tylko i wyłącznie ból... o upływie nieokreślonego czasu się ocknąłem. Zdałem sobie sprawę z powagi całej sytuacji... zderzyliśmy się z tirem. Chciałem wstać, lecz bez skutków byłem przygnieciony... chyba przez dach samochodu... Zacząłem nerwowo rozglądać się za dziewczyną, zauważyłem ja nieprzytomną leżącą koło mnie. Spróbowałem wyciągnąć komórkę, lecz bez skutków... byłem spanikowany jak nigdy... rozglądałem się do o koła. Nikogo nie zauważyłem, po chwili przybiegł do nas mężczyzna z karetki(?)...
-Zaraz wam pomożemy..-pobiegł do swoich towarzyszy...
Potem znów zemdlałem... nie miałem siły na nic. Myślałem, że od tego czasu zacznie się wszystko układać... lecz jak zwykle nie. Te moje szczęście... Obudziłem się w strasznie jasnym pomieszczeniu, wszystko było takie...hmm, obce. Najwidoczniej byłem w szpitalu, nie cierpiałem tego miejsca... Koło mnie siedzieli zmartwieni chłopacy z dziewczynami... Spojrzałem na nich maślanymi oczami,, oni dobrze wiedzieli o co chodzi, czyli o Sabrine... spuścili głowy i odsunęli się na bok. Przechyliłem głowę i zobaczyłem poobijaną dziewczynę, podłączaną do różnych kabelków... chciałem wstać, lecz chłopacy mnie zatrzymali...
-Fajnie by było gdybyś wyzdrowiał, w tedy lepiej będzie ci się nią opiekować...

Rozdział 27

Po tygodniu...

Wróciliśmy do starego domu... Gdy weszłam do środka wszystko było idealnie poukładane, jak przed całą tą aferą. Nie byłam przekonana do zostania tutaj, bałam się powrotu Chrisa. Co prawda jest goniony przez policje, lecz i tak nie mam stu procentowych pewności, że tu nie wróci... Za każdym dniem bałam się coraz bardziej, tak samo Nath... co dzień pytał się mnie czy aby na pewno się dobrze czuje. Nieraz miałam wrażenie iż boi się bardziej o mnie niż o siebie... chłopak zawsze był koło mnie. Gdy chodziliśmy na próby do wielkiego koncertu nie opuszczał mnie na krok... a jak już musiał iść na wywiad itp. zostawiał mnie pod opieką dziewczyn lub reszty The Wanted...Pewnego dnia gdy wyszłam do sklepu bez wiedzy Nathana (jeszcze spał, przykro było mi go budzić) dostałam opieprz jak nigdy w życiu... Nawet dzwoniono na policje, ale na szczęście nie zdążyli interweniować... No to teraz widzicie jak się mną opiekuje. Niespodzianka Natha nie wyszła jeszcze na jaw, znaczy nasz związek... pytałam się go kiedy im powiemy, lecz jego odpowiedz zawsze brzmiała tak samo czyli: Pożyjemy zobaczymy...
Tak jak mówiłam w domu było wszystko idealnie. Poszliśmy do swoich pokoi i przebraliśmy w czyste ciuchy. Zobaczyłam mojego laptopa, był nietknięty... zapewne nowy. Weszłam na Facebooka, było pełno wiadomości i powiadomień... poodbierałam wszystkie. Do pokoju wszedł Nath i przytulił od tyłu...
-Jak tam..
-Mogło być lepiej...
-Nie bój się, on już tu nie przyjdzie, w domu jest zamontowany alarm. Więc gdyby chciał tu wejść ma policje na karku...-chwila ciszy-A teraz może coś na pocieszenie... Na wieczór jesteśmy zaproszeni przez chłopaków do ich domu... pójdziemy..?
-Trzeba...
-No weź, trochę śmiechu nie zaszkodzi... a u nich smutno nie będzie...
-Niech ci będzie...będziesz w stanie przyjechać do domu, czy raczej będziemy nocować u nich...
-Ja zawsze jestem w stanie przyjechać do domu, bez przesady nigdy nie byłem aż tak pijany...
-Jasne, to jak będzie...
-Chyba będziemy nocować...-cmoknął mnie w policzek
-Czyli będzie źle... Dobra puść mnie bo muszę spakować sobie piżamę i zobaczyć w co się ubrać...
-Nie... piżama jest w moich ciuchach...
-Czyli twoja bluzka... Nath jesteśmy w domu mogę wziąć swoje ciuchy...
-Nie bo ładniej wyglądasz w moich koszulkach...
-Ja tak nie uważam... no ale muszę zobaczyć w co się ubrać...
-Ale takie jest moje zdanie na temat twojego wyglądu... więc, moje słowa są święte...-tsa, i zaczęło się...
-Co ty mi tu imputujesz..?
-Epokę Lodowcową oglądałaś..?
-Nom... dobra puszczaj muszę się przygotować... a po za tym na którą mamy iść..?
-Około 17...
-No kurcze jest 16...!
-Nie panikuj...
Nath wstał i poszedł wybrać mi ciuchy, abym znów mu nie marudziła że nie mam w co się ubrać..
Najpierw rzucił mi tą sukienkę...------------->
-Nie ma mowy abym poszła w kiecce...
-No weź ja uwielbiam cię w niej...
-Mogę ale w innej...
-Proszę...
-Nie... pomyśl sobie jak będę wyglądać jak założę do niej okulary wieczorem...
-Kobiety...te marudy...
-Ehem... a poza tym...-Tak wiem, każe ci iść w sukience do ich domu.. tak wiem... i cała niespodzianka precz... A zgodzisz się na jaką sukienkę..? Czy nie za bardzo...
-No ubiorę, ale inną...-uśmiechnęłam się a Nath znów zanurkował w mojej szafie...
-No to ta... innej nie przyjmne do wiadomości... ta musi być...
-No niech ci będzie..
-W końcu... teraz moja kolej...
-Tylko niech ci to długo nie zajmie..
-Jasne...
Cmoknął mnie w policzek, i zaczęłam się ubierać...


czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 26

Po około godzinie ganianiu po całym domu za chłopakami poszedłem się przebrać... w pokoju zastałem śpiącą Sabrinę. Przykryłem ją kocem i pocałowałem w czoło... gdy się odwróciłem ujrzałem uśmiechniętego Toma...
-I czego się chichrasz..?-powiedziałem szeptem
-Niczego...-wyszliśmy z pokoju
-Co się tak patrzysz..? Nie mogę dziewczyny pocałować w czoło...?
-Myślisz, że ja tego nie widzę...?
-Niby czego...?
-Nie udawaj...
-Daj mi spokój...
-I teraz jestem tego pewien...!-spojrzałem na niego pytającym wzrokiem-Gdy tak mówisz... ha.. BybyNath się zakochał..!
-Zamknij się... miałem ci dzisiaj powiedzieć, musisz mi pomóc...
-Jasne... w czym..?
-W niespodziance, dla Sabriny... i z resztą dla was wszystkich...
-Dobra choć do mnie do pokoju... opowiedz mi wszystko...

Perspektywa Sabriny...

Obudziłam się i rozejrzałam dokoła... chyba Nath tu był. Byłam przykryta... i to jest jego zaleta : opiekuńczość. Wyszłam z pokoju do kuchni, zeszłam i zobaczyłam całą resztę domu...
-Sabrina..! Jak się trzymasz..?-spytała się mnie zatroskana Naressa
-Jest ok... gdzie jest Nath..?
-Jak dobrze widziałam, to wchodził do pokoju Toma...
-Aha..-uśmiechnęłam się lekko i poszłam do kuchni po sok, zaraz po mnie weszła Kelsey
-Jak tam..? A właśnie zapomniałam się spytać, czy ty i ...
-Nie... jesteśmy przyjaciółmi...
-Ja tam co innego widzę... on ciągle się na ciebie patrzy. Pożera wzrokiem, ciągle chce cię mieć przy sobie...-i w tej chwili wszedł Nath, spojrzał na Kelsey...
-Emm.. co mówiłaś..?
-Ja nic... idę do Toma...- zawstydzona pobiegła do pokoju swojego chłopaka, a ja sama zostałam z Nathem...
-Słyszałeś...
-Ehem... nie wiedziałem, że aż tak to widać...-uśmiechnął się i zaparzył herbatę-Jeszcze dziś się dowiedzą, niestety Tom już wie... musi mi pomóc...
-Przecież ja mogłam...
-To dla ciebie także ma być niespodzianka... Aha, i jeszcze jedna sprawa...-spojrzałam na chłopaka pytającym wzrokiem-Musimy dzisiaj jechać na komisariat, a tak szczerze za godzinę musimy wyjeżdżać... nie chciałem ci mówić za szybko... nie lubię gdy się smucisz a tym bardziej płaczesz...
I właśnie w tym momencie się popłakałam, cała ta sytuacja mnie przerasta... nie potrafię o tym myśleć i nie płakać. Zapewne wiele osób uważa mnie za dziecko... żeby to zrozumieć trzeba być na moim miejscu. Nathan od razu zareagował, i przytulił z całej siły...
-Kocham cię i zawszę będę koło ciebie...-wyszeptał mi do ucha
-Muszę tam jechać..?
-Niestety... musi tego pożałować...! Nie pozwolę aby ktokolwiek cię krzywdził..! Nigdy...
Spojrzałam mu w oczy i pocałowałam...

środa, 20 marca 2013

Rozdział 25

Gdy się obudziłem Sabrina nadal spała koło mnie. Była słodka, jak zawsze ciągle się na nią patrzałem, nie mogłem się na nią napatrzeć. Każda minuta z nią spędzona była warta sztabkę złota... Gdy dotknąłem jej polika niespodziewanie otwarła oczy...
-Jak się księżniczce spało...
-Z księciem zawsze dobrze się śpi...-odpowiedziała cicho
-Chyba nadal śpiąca..? Śpij dalej, nie przejmuj się mną... ja mam zajęcie-spojrzała na mnie z niezrozumiałym wzrokiem-Leży koło mnie... przecież w końcu mogę się tobą nacieszyć...
-Ehem... chyba nie dasz rady mnie nie obudzić...
Spojrzałem na nią ostatni raz i postarałem zasnąć... no ale niestety. Nie jest łatwo zasnąć gdy ma się koło siebie tak niezwykła osobę. Po około godzinie postanowiłem wstać... ruszyłem się lekko, a ona jak zwykle musiała się obudzić...
-A ty gdzie..?
-Chciałem dać ci się spokojnie wyspać...
-Zostań... Mam pytanie do ciebie...
-Okej.. Mam się bać..?
-Nie raczej nie... czy ty... hmm... masz zamiar...no wiesz...
-Czy im powiem o nas..?-dziewczyna lekko pokiwała głową- Później... mam pewne plany związane z tym..
-Mogę wiedzieć jakie...?
-Nie, to ma być niespodzianka...
-Ciekawe.. A długo muszę na nią czekać..?
-Hmm... jeszcze troszeczkę...-pocałowałem ją w policzek i pobiegłem do łazienki...
Po około 10 minutach przyszedłem, w pokoju zastałem wyszykowaną Sabrinę.
-Czyli na dole zachowujemy się jak gdyby nic..?-spytała się niepewnie
-Jak byś mogła... przepraszam, ale wtedy się nie uda..
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i pobiegła na dół, zrobiłem to samo. Na dole było naszykowane śniadanie.. nie powiem byłem zdziwiony... zawsze krzątali się tam ludzie, a najczęściej Tom lub Max. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść , żadne z nas się nie odzywało... Sabrina przypomniała sobie o wczorajszej sytuacji. Dało się to rozpoznać po twarzy... przed chwilą na twarzy było widać promienny uśmiech, a teraz...niechęć do życia. Odniosłem puste talerze do zmywarki i przytuliłem dziewczynę od tyłu. I właśnie w tej chwili do pokoju wbiegł mokry Tom a za nim Siva z wiadrem... śmigus dyngus , dało się to rozpoznać. Szybko zakryłem Sabrinę przez strumieniem ziemnej wody... spojrzałem na chłopaków wrogim spojrzeniem. Byłem cały mokry od tyłu, to nie fair... nawet nie wiedziałem, że dzisiaj jest to święto.
-Lepiej się kryj-powiedziałem do zdezorientowanej dziewczyny, pobiegła za kanapę... a ja do kuchni po wodę...
Znalazłem pustą butelkę, nalałem wody i zrobiłem dziurę w korku... i na chłopaków.

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 24

-Nath...-chłopak podniósł głowę i podbiegł do mnie... pokazałam mu numer lecz nie wiedział do kogo ten numer należy..
-Może zadzwoń...
-Wolałabym nie... może jutro...
-Kobiety...-Nath wyrwał mi komórkę z rąk i zadzwonił pod nieznajomy numer...
<rozmowa>
-Dzień dobry, ktoś z tego numeru dzwonił...
-Owszem, mógłbyś podać mi właścicielkę tego telefonu...
-Mogę, ale najpierw muszę się dowiedzieć kim jesteś..
-Jak myślisz kim mogę być, twoim największym wrogiem...
-No nie wiem czy takim największym...
-Hmm.. spokojnie, mam lepsze plany co do twojej przyjaciółeczki... a ty nie zdążysz jej uratować, dopilnuje tego... umrze na twoich kolanach...
Mężczyzna rozłączył się...

Perspektywa Nathana...



Mężczyzna rozłączył się... serce biło jak szalone. Ona nie umrze, ona będzie żyć do starości gdy koło niej będą biegać wnuczęta...  prędzej ja umrę. Spojrzałem na Sabrinę, wszystko słyszała...
-Nie pozwolę, nigdy.. Chodźmy spać, jak na dziś za dużo wrażeń...
-Powiesz im o tym..?
-Komu..?
-Chłopakom..
-Nie wiem, choć zapewne gdy im bym to powiedział pomogli by mi...
-Po co to robisz, to wszystko jest bezsensu... nie lepiej mnie jemu oddać..? Miałbyś święty spokój... na początku byś tęsknił, a potem zapomniał... wiem, że by tak było. Sama to przechodziłam...
-Też to przechodziłem, ale i tak gdy o tym wspomnę... -chwila ciszy- Z tobą by tak nie było. Każdy ma swoją drugą połówkę, a ja ją właśnie mam w tobie. I chcesz tego czy nie... szybko nie odpuszczę.- ująłem jej twarz w ręce i spojrzałem w oczy-Jasne..?
Dziewczyna lekko pokiwała głową i nadal  wpatrywała się w moje oczy. Powoli przybliżałem się do jej ust.... chciałem poczuć ich smak. Bałem się, że znów mnie odtrąci, jak ostatnimi czasy... Zatrzymałem się parę milimetrów od jej warg, chciałem zobaczyć jej reakcje... na szczęście się nie odsunęła lecz lekko uśmiechnęła. Właśnie tym dodała mi pewności siebie... i w końcu to zrobiłem, pocałowałem ją. Pierwszy raz w życiu poczułem motylki w brzuchu, świetne uczucie. Spojrzałem na nią z uśmiechem od ucha do ucha...
-Było warto się potrudzić...
-Nie wiem dlaczego uciekałam...
-Po prostu nie byłaś gotowa, też tak miałem nie przejmuj się...
Spojrzałem na nią ostatni raz i pognałem do łóżka... w końcu była północ. Zgasiłem światło i położyłem się koło mojej połówki... Po około piętnastu minutach bawienia się jej włosami odpłynąłem do krainy snów...

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 23

-Czy to takie ważne...
-Dla mnie tak...
-Nath... chociaż ze mnie zejdź... ciężki jesteś...
-Po pierwsze nie zejdę z ciebie, po drugie jeśli nie powiesz to na pewno nie zejdę, a po trzecie no mów...
-Nie...-zasłoniłam się grzywką, aby nie było widać mojego rumieńca... w tedy na pewno by wiedział że chodzi o niego...
-Ej...
-Ej to mówi gej...-zaczęłam się śmiać na cały głos, Nath spojrzał na mnie spod byka...
-No wiesz... i tak cię nie puszcze...
Po około 5 minutach wkurzyłam się i zaczęłam kręcić we wszystkie strony, spychać rękami... wszystkimi sposobami jakimi się dało. Nawet zaczęłam krzyczeć.. ale nawet to nie pomogło. Na twarzy Sykesa malowała się satysfakcja... byłam zła... i to bardzo.
-Nath puść... Zapewne zapomniałeś za co mnie trzymasz...
-Emm... miałaś powiedzieć na jaką myśl chce ci się śmiać, może nie inaczej uśmiechać...-uśmiechnął się do mnie i pokazał szereg swoich białych zębów...
-No cóż.. chyba będziemy tak spać...
-No to chociaż daj mi zgadywać...
-No okej...
-Ale gdy powiem to, to nie skłamiesz i powiesz prawdę...Jasne..? -pokiwałam głową- Hmm... Czy ta sytuacja jest związana z zespołem..?-znów pokiwałam głową- Oczywiście chodzi mi o The Wanted...-znów pokiwałam głową...-No to spotkanie nas na sali sportowej..?
-Emm.. blisko...
-Spotkanie mnie...-spojrzałam w sufit i zapewne pojawił mi się rumieniec na policzkach... spojrzał na mnie i chyba nie mógł uwierzyć...
-Czy możesz ze mnie teraz zejść... Wyciągnąłeś ze mnie co chciałeś...
Chłopak zszedł ze mnie pośpiesznie bez słowa. Nie wiem czym go zaskoczyłam, myślałam że wie o uczuciach którymi go darze... Spojrzałam na niego nie pewnie, on tylko się uśmiechnął i usiadł koło mnie...
 -Czyli już nie muszę się tego wstydzić...No wiesz...
-Nigdy nie musiałeś...-chłopak lekko się uśmiechnął i wstał.. poszedł po grzebień...
-Proszę, miałem ci przynieść...
-Dzięki...
Rozczesywałam włosy około 10 minut (przez wojny z Nathanem, były strasznie potargane..), ciągle czułam wzrok chłopaka na sobie... choć(podobno) pisał na komórce... gdy skończyłam poszłam oddać go Naressie. Dziwnie się czułam przechodząc przez ich pokój, ich wzrok mógłby zabić... Weszłam smutna do pokoju w którym miałam spędzić noc...
-Przed chwilą była radosna, a teraz ma szklane oczy... powiesz...? Czym mam zastosować swoje metody..?
-Nath...-podniosłam lekko głowę-Nawet się nie waż...
-Ok, ok... tylko mi powiedz...
-Dziwnie się tu czuje... kto na mnie spojrzy... mam wrażenie, że chcą mnie z stąd wyrzucić... chyba nie jestem tu mile widziana...
-Proszę cię... nawet tak nie mów. To ja cię tu ściągłem więc nie mają nic do gadania... z resztą wiedzą, że... hmm... coś do ciebie czuje...-lekko się uśmiechnął i spojrzał w oczy... spuściłam głowę i wzięłam komórkę w rękę... było 10 nieodebranych połączeń od nieznanego numeru...

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 22

Podeszłam do drzwi i ukucnęłam... Cała rozmowa opierała się na mnie. To wszystko co usłyszałam...
-Tom ty nie rozumiesz, ona go zniszczy... on już się powoli załamuje razem z nią..!
-Kto..? Sabrina... proszę cię. Ty tego nie widzisz.. prawda?
-Niby czego... Że szczeniaki się w sobie zakochały..?
-Szczeniak to jest w budzie... a to są kochający się ludzie, zrozum to. A jak my się zachowywaliśmy na początku...? Jak oni.. robiliśmy wszystko aby drugiego ochronić...
I w tej chwili szybko uciekłam od drzwi do pokoju, ponieważ usłyszałam wchodzenie po schodach do góry. Wbiegłam do pokoju i wpadłam na Natha, spojrzał mi w oczy i lekko uśmiechnął...
-Już wyszłaś z łazienki..?
-Przyszłam po grzebień...
-Zaraz ci podam..
Nath zaczął grzebać w torbie, a ja jak zwykle usiadłam bezradnie na materacu. Spojrzałam na chłopaka wywalającego ciuchy z torby...
-No przecież tu był...
-Nie masz..?
-Nie, rozczesze ci je rękami jak chcesz...-poruszył w śmieszny sposób brwiami...
-Nath...-uśmiechnęłam się lekko..
-Aha..!! Widziałem uśmiech, poproszę jeszcze raz...
-Na dziś tylko tyle...
-A jak przyniosę grzebień to się postarasz i uśmiechniesz, ale tak bardziej..?
-Możliwe...-podniosła lekko głowę, a Nath wystartował do pokoju Sivy i Naressy... po 5 minutach przyszedł z grzebieniem..
-Mówiłem, że przyniosę.. a teraz czekam na nagrodę...-chwila ciszy..-no uśmiechnij się...-pokiwałam przecząco głową...-Ja ci dam mnie oszukiwać...
Położył swoją zdobyć(grzebień^^) na torbie i podbiegł do mnie... wywinęłam się z jego objęć i pobiegłam na drugą stronę pokoju...
-Nie gilgocz mnie.. proszę...
-Za późno...
Podbiegł do mnie i wziął na ręce...uciekłam mu znów. Wywaliłam się na materac(uff...), Nath wykorzystał tą sytuacje i szybko złapał... można powiedzieć, że siedział mi na brzuchu...(znów sytuacja z korytarza..)
-I co teraz zrobisz..?-spytał się mnie Nath z ironią w głosie..
-Emm... będę krzyczeć...
-Jeszcze pomyślą, że ci coś robię...
-A nie robisz... Siedzisz na mnie i zapewne zemścisz się gilgocząc mnie...
-Nie zacznę cię gilgotać, pod jednym warunkiem... uśmiechnij się do jasnej cholery...
-No nie wiem czy ona taka jasna...
-Uśmiech lub gilgotki przez następną godzinę..
-Ale wiesz, że gdy człowiek się śmieje cały czas przez pół godziny to może umrzeć... Chyba nie chcesz dopuścić do mojej śmierci...
-Czy ty zawsze musisz to robić...
-Co takiego...?
-Znajdywać wymówki... No to hmm.. będę robić przerwy w zemście...
-No już, chwila poczekaj a się uśmiechnę...
-I tak nie zejdę...
-Ok... tylko sobie przypomnę coś miłego... -po chwili na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech...
-No widzisz... nie mogłaś tak od razu..?
-Nie... lubię się z tobą drażnić...
-A o czym takim pomyślałaś...?-spojrzał na mnie swoimi ślicznymi oczami a ja po raz setny dzisiaj się zarumieniłam...

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 21

Nie mogłem uwierzyć w to co się stało, wszędzie były porozwalane ciuchy. Poszedłem z Sabriną zobaczyć mój pokój, byłem ciekawy czy też tak wygląda... był w takim samym stanie. Tylko laptop był otwarty, podszedłem bliżej, a dziewczyna została przy drzwiach... na zdjęciu zobaczyłem matkę Sabriny, co gorsza leżącą w grobie. Nie wiem czy dało się to tak opisać, po prostu był to wykopany dół a w nim ona... Zatkało mnie, nie wiedziałem czy jej o tym powiedzieć, miałem się odwrócić gdy z tyłu usłyszałem szloch dziewczyny. Była załamana, nie dziwie się jej... przytuliłem ją najmocniej jak mogłem. Na laptopa zaczął ktoś dzwonić... wystraszyłem się, ale chyba nic gorszego nie może się stać...
-Mam to odebrać..?
-Nie wiem... ale chyba nic gorszego nie może się stać...-spojrzała na mnie i znów wtuliła...
Nacisnąłem odbierz, na ekranie pojawił się najprawdopodobniej sprawca całej sytuacji. Jak myślicie kto to mógł by być... oczywiście, że Chris...
-Jak tam moje gołąbeczki...?
-Czego znów ode mnie chcesz..?-odrzekła zdruzgotana Sabrina...
-Jak myślisz czego, chciałbym porozmawiać z tobą w cztery oczy... niech on wyjdzie z pokoju...
-Nie ma mowy...
-I tak jej nie ochronisz... albo ty zostaniesz zabity albo ona, na pewno któreś z was...
-Zamknij się...
Zamknąłem laptopa i pobiegliśmy na dół, ponieważ było słychać policje... podeszliśmy do nich i wprowadziliśmy do domu. Zostawiłem Sabrinę samą  z policją i pobiegłem po laptopa aby pokazać zdjęcie matki dziewczyny. Zabrano laptopa jako dowód, zaczęli poszukiwania po domu... weszli w każdy zakamarek... Pobiegłem szybko po moje nuty, były nam potrzebne do następnych piosenek... na szczęście pozwolono mi je wziąć. Kazano nam powiedzieć wszystko co wiedzieliśmy, powiedzieliśmy o rozmowie i o miejscach w których byliśmy... Kazano nam iść na nockę do kogoś, podano nam parę ciuchów i pojechaliśmy do chłopaków, oczywiście taxi, ponieważ nie byłem w stanie prowadzić... cały się trząsłem. Sabrina nie odzywała się przez całą drogę. Mam nadzieje, że nie zamknie się w sobie... to by było najgorsze w tej chwili. Próbowałem ją pocieszać, mówiłem że będę zawsze koło niej, że zawszę będę służył pomocą.. Ale nic z tego nie wyszło..
U chłopaków dziewczyna pierwszy raz na oczy zobaczyła Kelsey i Naresse...
-O he...-nie byli w stanie nic powiedzieć po zobaczeniu Sabriny
-Tak, tak miło mi cię widzieć i na wzajem...
-Co jej zrobiłeś..?
-Ja nic... zdemolowano nam dom...
-Aha... musisz mi wszystko powiedzieć..!
-Powiem za pozwoleniem Sabriny...-na te słowa wtuliła się we mnie mocniej i powiedziała-ledwo słyszalnie powiedz mu...
Poszliśmy do salonu, tam przedstawiono Sabrinie, Naresse i Kelsey... szkoda, że poznaje je w takiej sytuacji...  jak zawsze usiadła u mnie na kolanach i cichutko płakała... Opowiedziałem wszystko całej grupie, widać było, że byli  zaskoczeni...
-Dobra jest jedna sprawa, chcecie spać razem czy oddzielnie...?
-Razem, i tak do ciebie przejdę...-pocałowałem ją w czoło i spojrzałem na Toma...
-Pytanie numer dwa... Wy jesteście razem..?
-Emm... odpowiem ci kiedy indziej... To my idziemy szykować łóżka...
Niestety zostawiłem dziewczynę samą z resztą... skuliła się w fotelu i patrzała ciągle w jeden punkt... W między czasie rozkładania łóżek, odpowiedziałem na pytanie Toma...
-Tak szczerze to nie wiem czy jesteśmy razem...
-Czemu, widać że..-przerwałem w jego wykładzie...
-Chciałem ją nieraz pocałować, lecz ona zawsze się odsuwała.. ta cała sytuacja ją przerasta...
-Właśnie to widzę, w tej chwili ona potrzebuje ciebie najbardziej...więc opiekuj się nią najlepiej jak umiesz...

W tym czasie u Sabriny...

Czułam się nic nie warta, całe moje życie legło w gruzach. Nie miałam najmniejszej chęci się ruszać z tego fotela. Wszystko moimi oczami było nie warte, został mi tylko Nath... i jeszcze grożono mu utratą życia. Co ja mam do licha zrobić...? Chyba najlepszym rozwiązaniem jest odejście od Nathana lub samobójstwo... no bo co innego. Nie wiem co bym bez niego zrobiła... W moich rozmyślaniach przeszkodził Max... ukucnął na wprost mnie i spojrzał w oczy...
-Nie przejmuj się tym wszystkim...
-Łatwo powiedzieć...
-Chociaż spróbuj...
-Drugi Nath się znalazł..
 Po około 5 minutach przyszedł po mnie Nath i dał mi piżamę... przebrałam się i pobiegłam do pokoju po grzebień. Gdy przechodziłam koło pokoju Kelsey i Toma usłyszałam ich rozmowę... wiem że nie wolno podsłuchiwać, ale to było o mnie...

środa, 13 marca 2013

Rozdział 20


Obudziliśmy się około 10.00. Pozbieraliśmy się z łóżka i ruszyliśmy do łazienek... wyrobiłam się w godzinę,, na co Nath był miło zaskoczony. Wyruszyliśmy z domu około 11.00, na sali próby rozpoczynały się o 11.30 więc byliśmy punktualnie, niestety o reszcie ekipy nie można było tak powiedzieć... spóźnili się o godzinę. Może to nie brzmi na dużo, ale dla mnie i Natha jednak tak, przez całą godzinę siedzieliśmy bezczynnie na krzesełkach i patrzeliśmy w sufit...
-No w końcu...-odrzekł zdenerwowany Nath
-No co, dziewczyny musieliśmy też wziąć...-zaczął się wymigiwać Siva...
-Tak, teraz wszystko na nas...!-widać było, że Melania była trochę wkurzona... nie dziwię się jej...
-No dobra, zaspaliśmy...
-Można było się tego po was spodziewać...-przewróciłam oczami i poszłam na sale sportową, za mną kroczyła cała reszta...
Amber była lekko podenerwowana, dało się to zauważyć... po około 20 minutach wszyscy byli rozgrzani i zdolni do pracy. Przy wszystkich układach powinniśmy być poważni (np. przy warzone nie powinniśmy się śmiać...)lecz i tak zawsze wybuchaliśmy śmiechem, a szczególnie Gośka... po pewnym czasie zauważyłam, że przyczyną jej panicznego śmiechu był Max, który wręcz uwielbiał ją rozśmieszać. Chyba coś zaiskrzyło, a do mnie i Nathana się czepia...! Ja chyba byłam najpoważniejsza, nie potrafiłam się śmiać... a szczególnie gdy przypomniałam sobie o Chrisie. Chyba nawet Nath to zauważył... Po godzinie dostaliśmy chwile przerwy, usiadłam zmachana na krześle a przede mną ukucnął Nath..
-Nie myśl o tym...
-Nie da się...
-A co zrobić abyś się uśmiechnęła...?
-Nic się na to nie poradzi... to będzie siedzieć u mnie w głowie do końca życia...
-Wiem, ale proszę... chociaż spróbuj o tym nie myśleć...
-Postaram się...
-Dziękuje...
Cmoknął mnie w policzek i znów zawołano nas na parkiet...
Po około dwóch godzinach dano nam spokój, wszyscy byli wykończeni więc pojechali do domu... tak samo ja z Nathanem. Gdy weszłam do domu pod nogami walały się papiery(?)... po chwili doszło do mnie, że to nie są jednak zwykłe papiery... lecz zdjęcia, na których jestem z Nathanem. Na każdym była przekreślona moja twarz, pobiegłam szybko do swojego przyszywanego pokoju... wszystko zniszczone. Mój laptop w szczątkach, nie nadający się do niczego...łóżko, kołdra poduszki podarte... z mebli powyrywane drzwiczki... moje słoniki na szczęście porozbijane... cały pokój był kompletną ruiną. Popłakałam się i ukucłam na środku pokoju. Po około 10 minutach przybiegł Nath... przetarł oczy ze zdziwienia, zadzwonił na policje i spojrzał na mnie zapłakaną...
-I ja mam nie płakać...-wstałam i przytuliłam się do Natha...

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 19

Po około godzinie filmu zasnęła. Była taka słodka, kiedy spała w moich ramionach. Wziąłem delikatnie ją na ręce i zaniosłem do nowego pokoju. Co chwile mamrotała o swoich rodzicach i Chrisie... było widać, że jest zmartwiona... Niestety nie mogłem nic zrobić, położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Wyglądała na niewinną i kruchą, co odzwierciedlało w prawdziwym życiu. Pocałowałem ją w czoło, chciałem już wyjść gdy usłyszałem jej głos... Krzyczała na cały głos urywki zdań np. nie tylko nie to lub nie zostawiaj mnie... A mówiła, że ta sytuacja na nią nie wpływa, tsa wmawiaj wmawiaj... Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem, na szczęście obudziła się po chwili...
-Dziękuje, znowu...
-Nie ma za co...
-Nath..?
-Słucham...?
-Będę ci przeszkadzać gdy będę tu mieszkała...?
-Gdybyś mi przeszkadzała to byś na pewno tu nie mieszkała...
I znów spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczkami, mógłby się w nie lampić całe dnie... ale zapewne ona by mi nie pozwoliła... mówi się trudno.
-Dobra muszę się przebrać, w ciuchach nie będę spała...
-Mam taką nadzieje...

Perspektywa Sabriny...

-Mam taką nadzieję...-uśmiechnęłam się lekko, wzięłam swoją piżamę i pognałam do łazienki się odświeżyć...
Całą noc wierciłam się łóżku i nie mogła zasnąć, Nathan chyba też. Słyszałam jego kroki w nocy, za każdym razem gdy się przebudziłam byłam cała spocona i bolało mnie gardło... zazwyczaj tuż po tym zdarzeniu wbiegał do mojego pokoju zdyszany Nath, podchodził do łóżka, całował w czoło i czekał aż zasnę. Jak z dzieckiem, a najlepsze z tego wszystkiego jest to iż nie pamiętałam połowy tych snów. Większość którą zapamiętała dotyczyła  Chrisa i moich rodziców, a najdziwniejsze jest to że moim tatą był nieznany człowiek...Ciekawe. W końcu panu opiekuńczemu Sykesowi znudziło bieganie z pokoju do pokoju i położył się koło mnie... oczywiście za moim pozwoleniem (inaczej bym go wywaliła z łóżka jednym zgrabnym kopem). Pobudek przez całą noc było około... hmm 6(?) więc miało prawo mu się znudzić...
Rano obudziłam się wtulona w Natha. Jeszcze spał... wyślizgnęłam się powoli z jego ramion i pobiegłam do łazienki. Gdy wróciłam chłopak leżał podparty łokciami i wpatrywał się w drzwi...
-Jak się królewnie spało..?
-Dobrze, a panu..?
-Wszystko ok... tylko jedna sprawa...
-Jaka..?
-Pewna księżniczka krzyczała w nocy, i jestem ciekawy z jakich powodów...
-Emm...-położyłam się koło Natha w łóżku i spojrzałam w ścianę...
-Nie mów, że będziesz płakać...
-Usiłuje nie...
-Wiesz co..? Przydałoby się jeszcze pospać... Patrzałaś na zegarek...?
-Nie.. która godzina..?-wzięłam moją komórkę z szafki i spojrzałam na godzinę... była 5 nad ranem...
-Tsa.. też miałem taką minę, gdy spojrzałem na zegarek...-uśmiechnął się lekko
-Nath... mam jedno pytanie...
-No mów...
-Czy nie jesteś na mnie zły, za to w nocy...?
-Nie czemu..? I tak nie mogłem zasnąć...
-Właśnie słyszałam w nocy jak biegałeś po domu...
-Aż tak bardzo słychać...
-Troszeczkę... dobra idziemy spać, bo nie pozbieramy się w najbliższym czasie...
Odwróciłam się na drugi bok, Nath przysunął się do mnie i objął od tyłu...nie powiem, byłam zdziwiona. Nie wiem dlaczego ale złapałam go za rękę (taa i znowu te motylki w brzuchu...). I właśnie w taki sposób zasnęliśmy...

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 17 i 18

-Nath daj mi tą torbę...!
-Nie, masz się nie przemęczać...!
-Nie jestem w ciąży aby się mną, aż tak przejmować...-po chwili ciszy-No daj mi moją torbę...!
-Tylko wniosę ją na górę i możesz robić sobie z nią wszystko co chcesz...
-Nath...- powiedziałam ze złością w głosie
-Żartowałem...!
-Chociaż daj mi moją torebkę, to chyba mogę wziąć...! No Nath... plose...
-Nigdy was nie zrozumiem...
-Tu nie ma nic do rozumienia...!
-Chce być miły, nie odrzucaj tego...-zrobił smutną minkę, a ja pocałowałam w policzek...-A to za co... przed chwilą była zła, a teraz mnie całuje. Zrozumieć je...
-Oj nie przesadzaj...! Daj chociaż klucze do domu...
-Tsa... dał bym, ale... no ten...
-Zgubiłeś je...!
-Nie... tylko jestem ciekawy jak ty je wyciągniesz z mojej przedniej kieszeni...? Bo wiesz...
-Ja już się nie odzywam...
-Wiedziałem, że tak powiesz...
Bo właśnie takiej kłótni dał mi moją torbę. A, że nie chciał mi dać kluczyków do domu męczył się sam... to wyglądało komicznie. Nath trzymający dwie tory... jedną w rękach a drugą w zębach. Można powiedzieć w przenośni, że turlałam się po chodniku ze śmiechu... A mówiłam mu żeby położył jedną na ziemi, ale nie bo on nie chce jej ubrudzić...! Po około pięciu minut szarpaniny z moimi torbami weszliśmy do domu...
-W końcu...-położył torby na ziemi i zamknął drzwi...-A teraz to kurde nagrody nie dostanę...!-podeszłam do zmachanego Natha i dałam całusa w policzek...
-Proszę...
-Dobra a teraz muszę się odpłacić...-spojrzałam na niego z przerażoną miną...
-Przecież ja nic nie zrobiłam...-uśmiechnęłam się najładniej jak tylko umiałam, dobrze wiedziałam, że jego zemstą będzie łaskotanie mnie bez umiaru...
-Jaasne...
No i się zaczęło... bieganie po całym domu. Mogłam to przewidzieć, kogo oszukiwać z nim każdy dzień będzie taki sam... Pobiegłam najszybciej jak umiałam do kuchni i wyciąg łam drewnianą łyżkę, lecz za późno. Nath złapał mnie z całej siły za brzuch i odciągnął od kuchni, oczywiście ja gamza upuściłam łyżkę... gdy by nie to byłabym guru...Ohhh... zaciągnął mnie na korytarz...(bo dalej nie mógł, za bardzo się szarpałam...) i położył na podłodze...
-Nie Nath proszę... proszę proszę proszę...-tuż po tych słowach dostałam nie kontrolowanego śmiechu...
-I komu teraz jest do śmiechu...
-Nat...haha... puść...haha
-Nie...
-Proszę, miałam się nie przemęczać...-przestał mnie gilgotać...
-Ale to jest zabawa..
-Zależy dla kogo...
-Dla mnie...-już miał zacząć mnie gilgotać, lecz...
-Nath nie...
-Niby dla czego...
-Będę gotować obiady...
-Nie...
-Śniadanie do łóżka...
-Bym się skusił, ale nie...
-No to czego ode mnie chcesz...
-Hmmm...-tak, o to chodziło, puścił mnie na chwilę... zgięłam nogi, przewróciłam się na następny bok i Sykes leżał na plecach....
-Komu teraz do śmiechu...
-Ale mam widoki...
-Ciekawe na co jak nie mam dekoltu w bluzce...
-Kurde, ty mnie nabierzesz a ja ciebie nie... to jest nie fair....-nagle chłopak zaczął się podnosić do pozycji siedzącej, chciałam znów położyć na plecach... lecz coś w środku mi nie kazało. Nath był blisko moich ust, niebezpiecznie blisko... Ogarnij się... Już miała być ta wymarzona chwila do mnie gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi...-Ja ich pozabijam...-spojrzałam pytającym wzrokiem na Natha...-No ten... ehm... zejdziesz ze mnie...?
-Aha no już...-zaczęłam pośpiesznie schodzić z Natha, czułam jak malują mi się rumieńce na polikach... widziałam jak Nath się lekko uśmiecha, ale nie zwracałam na to uwagi...

Rozdział XVIII

Perspektywa Nathana...

Widziałem jej rumieńca na twarzy... mam nadzieje, że ja go nie miałem. W jednej chwili mnie zatkało, nie wiedziałem co powiedzieć... CO ONA ZE MNĄ ROBI...!!!
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem listonosza z workiem listów, pewnie od fanek... Chłopacy mieli mi wysłać. Akurat teraz..!
-Czy pan Nathan Sykes?
-Tak...
-Paczka dla pana...
-Dziękuje... Dowidzenia...
-Dowidzenia...
Zamknąłem drzwi i spojrzałem na speszoną Sabrinę... nadal miała pięknego rumieńca na twarzy, ślicznie z nim wyglądała. Wziąłem worek i położyłem w salonie... Sabrina poszła do kuchni i po chwili przyszła z dwoma kubkami ciepłej herbaty...
-Proszę...
-Dzięki...
-Masz zamiar wszystkie czytać...?
-No pewnie, w nie których znajdują się ciekawe rzeczy... Nie chodzi mi o numery telefonów, bo ich akurat jest sporawo...
-Ja też tak chcę...
-Ahh ciekawe...-tsa i znowu ten jej piękny rumieniec...mam  wrażenie, że moje uczucie do niej jest odwzajemniane...
-No co...
-Nic...

Perspektywa Sabriny...

-Nic...-spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, a ten zwiał do swojego pokoju... po kilku minutach przybiegł z kopertą...-Proszę... -wzięłam ją nie pewnie...-Otwórz...-w kopercie znajdywał się kluczyk i numer telefonu...?
-Ale ja mam twój numer telefonu...-zaczął mi grzebać w torebce wyjął telefon...
-Teraz go nie masz...
-Nath...
-No co teraz masz nieznany numer w ręce...
-A klucz...?
-Jest do domu, w końcu tu mieszkasz...
-Za dużo do mnie robisz...
-Nie prawda...
-Jak to nie, najpierw mi pomagasz z ... -chwila ciszy, nie mogłam wymówić tego imienia...-Chrisem...-powiedziałam cicho, i znów poleciały mi łzy po policzku...
-Ej... nie będziesz w tym domu płakać...
-Tego nie obiecuje...
-Oj proszę...
Usiadł na wprost mnie po turecku, podniósł mój podbródek abym spojrzałam mu w oczy... Chciał mnie pocałować, ale głupia ja się odsunęłam...

Perspektywa Nathana...

Chciałem ją pocałować... poczuć smak jej ust. Lecz ona się odsunęła...
-Przepraszam...-powiedziała ledwo słyszalnie...
-To ja przepraszam nie powinienem...-nagle się do mnie przysunęła i przytuliła...
-Zrozum mnie... to wszystko przez niego...
-Tak wiem...-pocałowałem ją w czoło...-I tak będę próbował...-powiedziałem strasznie cicho, chciałem aby tego nie usłyszała... i chyba się to spełniło...
Odłożyłem na bok wszystkie listy, wziąłem pilota i znów przyciągnąłem ją do siebie... abym mógł chociaż poczuć ciepło jej ciała...

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 16

Przebrałam się i wyszłam z łazienki do Natha, nie wiem dlaczego ale był smutny i trzymał w rękach mój telefon... Po chwili namysłu dotarło do mnie, że mu nie powiedziałam o wyjeździe mojej mamy do Polski...
-Nath..?-podniósł głowę i spojrzał na mnie...-Już się dowiedziałeś...?
-Ehem... szkoda, że nie od ciebie...
-Przepraszam... dowiedziałam się wczoraj wieczorem... Tuż po tym jak pojechałeś do domu...-po tych słowach szybko wstał z krzesła i skierował rękę do mnie...
-To jedziemy księżniczko...
-Możemy, ale nie mów na mnie księżniczka...
-Czemu..? Przecież fajnie do brzmi...-uśmiechnęłam się lekko i wyszliśmy w końcu z szpitala...
Skierowaliśmy się do mojego starego domu, pierwsze co mi się rzuciło w oczy to tabliczka na sprzedaż... Aha, czyli wyjechała na zawsze... Ale jaki był tego powód...? Tylko jedna osoba mi się w tej chwili przypomniała Chris...!
-Jeszcze coś przede mną ukrywasz...?
-W tym sęk, że nie...Żadnych sekretów już nie mam... A o tym-wskazałam ręką na tabliczkę ,,sprzedam"- Nie wiedziałam...!
-Na szczęście masz gdzie mieszkać...-wyszczerzył na mnie te swoje białe ząbki...
-Oj przestań...
Podbiegłam do doniczki, wyciąłam klucze i weszłam do domu... Wszystko było takie, puste... Bez życia..! Tuż za mną wszedł Nath. Pobiegłam do swojego pokoju, na szczęście tam nic nie było ruszone, tak jak wszystko zostawiłam tak leżało... Wzięłam walizkę i zaczęłam się pakować...
-Może ci pomóż..?
-Jak chcesz...-wróciłam do swojego zajęcia...
-A mi się coś przypomniało... Ty miałaś odpoczywać...!
-To dużo siły nie wymaga...-nadal pakowałam ciuchy...
-Nie ma mowy...-wziął mnie na ręce i posadził na łóżku...
-Chyba sobie jaja robisz...! Nie ma mowy, żebym tu siedziała bezczynnie...
-Tak właśnie masz zrobić... siedzieć bezczynnie...
Gdy Nath się odwrócił zeszłam po cichu z łóżka i podeszłam do mojej biurka... Usiadłam na krześle i zaczęłam szukać mojego pamiętnika w półce, lecz go tam nie było... Obszukałam dokładnie całą półkę, i nic... Myślałam, że wścieklizny dostanę...Pobiegłam szybko do sypialni mojej mamy... Leżała tam karteczka i mój pamiętnik otwarty na stronie, gdzie pisałam o Chrisie... Szybko go zamknęłam i zaczęłam czytać kartkę zostawioną przez mamę...

,,Droga Sabrino...!
       Wyjechałam, ponieważ chciałam uciec od wszystkich kłopotów. Zostawiłam cię tu bo nie chciałam, żebyś pozostawiała swoich marzeń. Dasz sobie rade, jak zawsze... Nathan się tobą zaopiekuje, wydaje się być miłym chłopakiem... A o Chrisie porozmawiamy później...
Całusy mama..."

Odwróciłam głowę w lewą stronę i o mało co nie dostałam zawału. Nath uśmiechnięty siedział koło mnie wpatrzony w kartkę która napisała do mnie mama. Z jednej strony był zmartwiony, ale z drugiej.. Ucieszony..? Szczęśliwy..?
-Ja idę kontynuować moje zadanie...-Wyszedł z pokoju. Po chwili znów wrócił i wziął mnie na ręce..-Idziesz ze mą, bo znów będziesz robić to czego nie trzeba...-znów posadził mnie na łóżku...
Po około godzinie byliśmy w domu Natha...

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 15

Powoli otwarłam oczy. Ostrożnie podniosłam się z łóżka. Nie mogła skojarzyć gdzie jestem, dopiero po chwili namysłu domyśliłam się, że jestem w szpitalu. Białe oślepiające oczy ściany, twarde łóżka.. Co ja tu tak właściwie robię..? Ostatnie co pamiętam to Chrisa, odwróconego do mnie plecami i wychodzącego z budynku..
-Królewna wstała...-nagle usłyszałam głos Natha, usiadł obok mnie na krześle cały w skowronkach. Zaczęłam szukać swojego telefonu w celu sprawdzenia godziny, lecz go tam gdzie zawsze był. Spojrzałam wrogo na chłopaka, który ciągle pokazywał śnieżne zęby...-Czyżbyś tego szukała...?-pokazał mi moją komórkę...
-Czy mogę ją odzyskać..?- wystawiłam rękę po moją własność.
-Nie bo masz się nie zamartwiać niczym, ani przemęczać...
-A co to ma wspólnego z moją komórką...-spuściłam głowę i chwile pomyślałam. No tak, pewne żebym nie dzwoniła do mamy, no ale gdy do niej pojedzie Chris i jej coś zrobi...-Nath oddaj mi komórkę...
-Coś tak czułem, że tak będzie... Mogę ci oddać komórkę pod jednym warunkiem...
-Jakim znów warunkiem...-spojrzałam na niego z wrogim ale i także smutnym wzrokiem...
-Takim, iż zadzwonisz tam gdzie będziesz chciała ale jutro rano jedziesz do swojego starego domu i się do mnie przeprowadzasz...
-Na ile...?
-Do póki on cię nie zostawi...-spuściłam znów wzrok, nie wiedziałam co zrobić. Nie chce być dla niego ciężarem i zapewne moja matka będzie się o mnie martwić... Czy to wszystko musi być aż tak trudne...?
-Wiesz dobrze, że on mnie nigdy nie zostawi-ciągle wpatrywałam się w podłogę...
-Hmm...-wstał z krzesła i ukucnął na wprost mnie. Byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy...-No to chyba będziesz musiała trochę ze mną wytrzymać...-lekko się u uśmiechnęłam i znów starałam się uniknąć jego wzroku...
-Mogę mój telefon..?
-Czyli się zgadzasz...?
-A mam inne wyjście...?-spojrzałam na niego proszącym wzrokiem...
-Chyba nie...-pocałował mnie w puliczek i triumfalnie dał mi telefon...
-Jestem jednego ciekawa.. Po co ty mnie bierzesz pod swój dach? Zamiast zawieść mnie do matki i zostawić... Miałbyś święty spokój...
-To nie jest takie łatwe.. Zostawić cię jak ty to mówisz ,,w spokoju"...-usiadł obok mnie...
-Niby dlaczego..?
-Zapewne dowiesz się w swoim czasie... A jeśli nie to sam ci powiem...
-A teraz nie możesz..?

Perspektywa Nathana...

-A teraz nie możesz..?
Ehem... bo ja jej powiem tak prosto z mostu, że ją kocham... Jedynej reakcji jakiej się spodziewam z jej strony to wyśmianie...
-Niestety nie... niedługo się dowiesz...

Następnego dnia...(rano)

Przyjechałem po nią jak obiecałem, jeszcze spała... Szkoda było mi ją budzić no ale musiałem...
-Księżniczko moja, wstajemy...!-zacząłem ją lekko szturchać...
-Od kiedy jestem twoją księżniczką...?
-Od teraz... przywiozłem ci ciuchy...
-No okej... już wstaje, daj mi pięć minut i będę gotowa...
-W to nie wątpię...
Wstała i pobiegła do łazienki... podszedłem od okna i spojrzałem przez okno. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek komórki Sabriny... niepewnie odebrałem...
-Halo...?
-O cześć Nath... tu mama Sabriny...
-Aha.. Dzieńdobry...
-Nath przekaż mojej córce iż wyjeźdźam za 5 minut i w Polsce będę za około 4 godziny... Wtedy będzie mogła zadzwonić...
-Lepiej by było gdyby pani sama jej o tym wyjeździe powiedziała...
-Ona już wie... Aha i klucze są pod doniczką...
-Dobrze, postaram się jej wszystko przekazać...
-Dziękuje, ja już muszę iść...opiekuj się nią...
-Dobrze...Do widzenia...
-Do widzenia...
Nie powiem ta rozmowa była dziwna... dlaczego mi nic nie powiedziała...?

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 14

Siedziałam bezradna w ramionach Natha i myślałam co zrobić... Chris usiadł obok mnie na krześle, a może mnie nie zauważył... Nie no, to by było głupie przecież się na mnie patrzył. Wskoczyłam na kolana Sykesa i znów wtuliłam się w niego...
-Widzę, że następny głupiec dał się nabrać na twoją głupia miłość...-powiedział ciągle patrząc się w podłogę. Poczułam za plecami jak ręka Natha zaciska się w pięść...
-Po pierwsze on nie jest moim chłopakiem, po drugie mówisz jak by powodem naszego rozstania była ja...
-Jeśli on nie jest twoim chłopakiem to czemu siedzisz na jego kolanach... i w cale tak nie mówię, że powodem naszego rozstania byłaś ty, chociaż nie ty nim byłaś...
-Bo się ciebie boje, że mnie uderzysz...i to nie prawda...
-Teraz też bym mógł...
-Przestań...-szybko wstałam z kolan Natha, a on tuż za mną aby stanąć w mojej obronie...-Nathan nie musisz
-Ale ja chce...
-Masz racje chroń ją... może w tedy cię pokocha i będziecie mieć gromadkę dzieciorów do pilnowania... Każdego tak nabiera...
-Tylko ty masz takie odczucia...!
-Żebyś się nie zdziwiła...-wstał wściekły z krzesła i wyszedł.
Nagle poczułam, że cały świat zaczyna robić się czarny... jakby za mgłą. Upadłam na ziemie, ostatnim co usłyszałam to krzyki paniki...

Perspektywa Natha...

Odprowadziłem go wzrokiem, chciałem się odwrócić i pocieszyć Sabrinę... lecz ona upadła na podłogę nie przytomna... Zacząłem krzyczeć, w końcu oprzytomniłem i zadzwoniłem po karetkę... przyjechali po pięciu minutach wzięli ją na nosze i zanieśli do auta... wsiadłem razem z nimi i pojechaliśmy do szpitala.  Po około pół godzinie siedzenia razem z chłopakami w poczekalni mogłem wejść do jej sali, lecz mnie zatrzymano...
-Czy pan jest kimś z jej rodziny..?
-Niestety nie, ale dobrym przyjacielem...
-Aha, może pan iść ze mną...?
-No dobrze
Spojrzałem przez szybę jeszcze raz na Sabrinę i poszedłem z lekarzem do gabinetu... usiadłem na krześle i słuchałem lekarza...
-Na początku myśleliśmy, że może to być coś poważniejszego... ale na szczęście nie...po prostu jest przemęczona...-odetchnąłem z ulgą i ponownie spojrzałem na lekarza...-lecz żeby to się nie powtórzyło kolejny raz, trzeba o nią szczególnie dbać i nie zostawiać jej nigdy samej, mogłaby zemdleć i w coś się nie daj Boże uderzyć...
-Postaram się o nią dbać, tak jak pan to ujął...
-Aha i jeszcze jedno... panna Sabrina Cheney zostanie wypisana jutro rano więc proszę aby ktoś po nią przyjechał, bo samej jej na pewno nie puszcze...
Na wszystko przytakiwałem głową i prawie pobiegłem do sali Sabriny... Miałem nadzieję, że chociaż przez swój nieszczęsny wypadek zrozumie co do niej czuje, gdy będę się nią opiekował... jeśli mnie tylko do siebie dopuści...

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 13

Widać było, że Gosia nie była zbyt dobrym humorze... stanęłyśmy przed lustrem...
-Dlaczego mi nic nie powiedziałaś... myślałam, że sobie wszystko mówimy...!-spojrzałam na nią niezrozumiałym wzrokiem
-A o czym miałam ci powiedzieć...?
-No o Nathanie... przecież jesteście razem?
-Nie prawda... wy chyba tego nie zrozumiecie, że mnie z nim nie łączy nic... oprócz przyjaźni...
-Przepraszam, wszyscy mówią że jesteście parą... i wgl.
-Gosiu moja kochana, co to znaczy i wgl w twoim wykonaniu...?
-Nic takiego...
-Miałyśmy wszystko sobie mówić...!
-No bo ten... każdy mówi, że już się umawialiście na randki po kryjomu...
-Jezusie... do czego wy się jeszcze posuniecie...-spojrzałam się na nią z uśmiechem na twarzy i wyszłam z łazienki. Poszłam w kierunku recepcji, mieliśmy się tam wszyscy spotkać na razie byłam tam tylko ja i Tom, który nie zauważył mojej obecności... Po chwili zobaczyłam biegnącego Natha w ręku z... telefonem? A za nim tuż Maxa, krzyczącego na cały regulator... natychmiastowo wstałam, Nath skrył się za mną i trzymał za biodra... abym mu nie uciekła... spojrzałam na niego pytającym wzrokiem...
-Co ty wyprawiasz..?
-Skrywa się za tobą... bo dobrze wie, że dziewczyny nie pobije...-powiedział pośpiesznie Max, próbując złapać Natha
-Tsa... ja się po prostu rewanżuje za twoje słowa skierowane do mnie...
-Co żeś takiego powiedział...?
-Nic takiego, młody dramatyzuje...
-Po pierwsze nie mów do mnie młody, a po drugie te słowa nie były za miłe...!
-Przesadzasz...!
-Czy mogę się...
-Nie..!-powiedział przerywając mi Max-No dobra, przepraszam...
-Nie można było tak od razu...-Max spojrzał wrogim spojrzeniem na Natha i poszedł do Toma...
Usiadłam na krześle a tuż obok mnie Nath... widziałam jak co chwile zerkał się na mnie. Trochę się dziwnie czułam, nie powiem... co chwile przechodziły mnie dreszcze. Nie wiem czy od wzroku chłopaka czy od... no właśnie innych powodów nie miałam. Nie wiedziałam czy to całe uczucie nazwać zauroczeniem czy zakochaniem...
Po chwili znów zauważyłam Chrisa, chciałam uciec byle gdzie... zerwałam się już z krzesła, lecz poczułam ciepła rękę na moim nadgarstku...
-Nie możesz przed nim ciągle uciekać...-usłyszałam zdecydowany głos Natha, opadłam znów na krzesło i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem...-Choć tu...-objął mnie ramieniem i mocno przysunął do siebie...
-Nath on tu idzie...
-Nie bój się...-przytuliłam się mocniej a on złapał mnie za rękę...
Widziałam jak Chris zbliżał się do nas, Nath miał racje nie mogę się go ciągle bać... ale to jest silniejsze ode mnie. Patrzałam się ciągle w jeden punkt, nie wiedziałam co zrobić: uciec jak tchórz  czy powiedzieć mu wszystko co o nim sądzę...