niedziela, 24 listopada 2013

Epilog

Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu bezradnym wzrokiem. Moje oczy stanęły na ostatniej półce, o której zapomniałam. Znajdowała się ona za lustrem. Osoby, które pierwszy raz weszłyby do tej łazienki mogłyby jej nie zauważyć. Lecz jak na moje szczęście odnalazłam ją gdy Chris jej nie zamknął. Niestety nic ciekawego w niej nie było oprócz nożyczek.
***
Jeżeli cierpisz, płaczesz.
 Jeżeli ogarnia cię wściekłość, wyprowadzasz cios. 
Jeżeli budzi się w tobie nadzieja szykujesz się na rozczarowanie.
Jodi Picoult

Z miną nieznoszącą sprzeciwu, wstałam z zimnych kafelek. Drżącą ręką otworzyłam szerzej szafkę i wyjęłam nożyczki.
Po niedługiej chwili zza drzwi usłyszałam krzyki a następnie walenie pięściami w nie. Bez zastanowienia wykonałam długie i bolesne cięcie na nadgarstku. Natychmiastowo pojawiła się krew, która zaczęła zajmować wszystkie możliwe miejsca na podłodze w łazience. Usiadłam znów na płytkach usiłując powstrzymać łzy cieknące mi po policzkach. Skupiłam całą uwagę na jednym punkcie, a mianowicie na ścianie znajdującej się na przeciw. Ból zaczął przeszywać całe ciało, a osoba stojąca po drugiej stronie drzwi nie miała zamiaru odpuścić. A ja..? Nadal wpatrzona w ścianę, na której w tej chwili widziałam twarz Natha. Uśmiechniętego i bez żadnych zmartwień, takiego jakiego zapamiętam do końca życia.
Nagle drzwi otworzyły się z impetem, równocześnie tłukąc wazon stojący nieopodal a moja świadomość zaczęła znikać jak i moje nadzieja na lepsze życie..
***
-Co się z nią stało..?-spytała przerywając cisze panującą w kuchni- Wiem, że została porwana.. Ale dowiedziałeś się przez kogo..?- zerknęła na mnie z lekkim rumieńcem na policzkach
-Jej były chłopak.. Możemy o tym nie rozmawiać..?-spytałem z nutą nadziei w głosie
-Oczywiście.. A teraz jedz..-podsunęła mi pod nos kanapki
***
Jeśli ktoś płacze dlatego, że drugiemu jest źle,
Pan Bóg cieszy się tym płaczem, 
Bo takie łzy ciekną po twarzy jak perły, 
Które nurek wyławia z ciepłego morza w Zatoce Perskiej.
To są piękne łzy.
Jan Twardowski

-Nath.. Nathan... Cholera, wstawaj..!- wykrzyczała mi Jess do ucha
To właśnie były pierwsze słowa jakie usłyszałem kiedy się obudziłem. Z przerażeniem wyczytanym z oczu pobiegłem na dół sprawdzić co się stało, a tuż za mną Jess. 
-Po co tu idioto biegniesz..?!- zezłoszczona złapała mnie za ramiona- Obudziłam cię, ponieważ masz wywiad..-powiedziała z smutkiem wymalowanym na twarzy
-Ahh, okej..-spuściłem głowę, jak małe dziecko gdy nie dostało wymarzonej zabawki-To idę..-podszedłem do schodów, gdy położyłem stopę na pierwszym schodku odwróciłem głowę w stronę Jess- Dziękuje- wychrypiałem z łzami w oczach
Jess wie wszystko. Idioto to twoja siostra, tak jest zawsze- zapewne tak brzmiała wasza pierwsza myśl. Ale tu nie o to chodzi. Zawsze wszystko wie, zawsze potrafi pocieszyć i zawsze jest przy mnie. Gdy zaczynałem swoją przygodę z muzyką.. Na początku nie było łatwo. Wręcz było, ehh.. Źle, tragicznie.. A ona.? Przychodziła do mojego pokoju gdy bezradnie siedziałem na łóżku i tępo patrzałem się w jedno miejsce, siadała obok i zazwyczaj mówiła Będę sławna razem z tobą, korzyść nie tylko dla ciebie..! I pamiętaj, zawsze przy tobie.. Wtedy wszystkie emocje uciekały ze mnie i wędrowały do krainy zapomnienia. Tak było zawsze, bez wyjątku. Później wszystko się rozwinęło. Ludzie na ulicy zaczęli mnie rozpoznawać. Chodziłem cały w skowronkach.. A Jess..? Zapomniałem o niej. Kariera pochłonęła mnie całkowicie. Cały mój świat polegał tylko i wyłącznie na muzyce. A ją zostawiłem. Wyjechałem z rodzinnego miasta, z daleka od mojej pocieszycielki jak i wybawczyni. Nie dzwoniłem, nie pisałem.. Potrafiłem nie zamienić z nią ani jednego słowa. Dopiero Sabrina przypomniała mi co to znaczy rodzina. Przypomniała mi, co to znaczy kochać i być kochanym..
-Pośpiesz się ośle..! Życie przed tobą..!!- wykrzyczała Jess
Kocham ją nawet gdy mnie przezywa.. Ma racje.. Życie przede mną.. 

The End..






To ten.. No.. Koniec..

Dość was już męczyłam z tym blogiem.. I ogólnie..
Dużo osób nie czytało więc ten... Dziwnie tu tak pisać..
Że koniec.. jał..!
Mój pierwszy skończony blog.. Nie mam pojęcia co tu pisać..
Ogólnie dziwnie się czuje.. Że tu kończę.. Łał...
Bardzo jesteście źli..? Te 6 osób tutaj czytających..
Można powiedzieć, że mi trochę przykro.. 6.. Tak jest mi przykro..  :/
Ale cóż.. Najwidoczniej nie jestem dobra w tej dziedzinie.. xD
To jest mój pierwszy blog.. Pierwszy jaki napisałam. Tu zaczęłam to wszystko..
Ahh.. Błacha sprawa a mam łzy w oczach.. Dziwactwo..
Dobra.. Dość tych moich pierdół..
Podsumowanie..!!!
Więc 17 obserwatorów..! Jał..!!
Z czego 6 komentuje.. :P
5989 wejść..
No do 6000 nie mogliście dojść.. xD No dzięki.. :P
Wszyscy którzy komentowali, wchodzili.. Ahh, nie do opisania.. Ten zaciesz gdy dostałam komentarz.. :3 A właśnie xD
Komentarzy jest równo 90.. O.o Łoł..
I specjalne podziękowania dla:
Thewanted : Jesteś tu odkąd pamiętam.. I na prawdę dziękuje ci z całego serca.. Za każdy komentarz, wejście.. Pierwsza dałaś mi komentarz.. :3 Podtrzymywałaś tego bloga... Dziękuje..  (nie zabij..)
Neytri Glou : Komentujesz odkąd zaczęłaś obserwować.. :D Zapewne gdyby nie ty.. Gdyby nie ona, zapewne nie byłoby nawet epilogu.. :P
Anuuluuu: Ty też.. Tak ty też.. :P Ciebie zapamiętam..! Ty dałaś wtedy mi kopa na orzeźwienie.. :3 Potrzebowałam go.. :P I do tej pory za niego dziękuje.. :D
To są te trzy osoby którym dziękuje z całego serca.. :) Na prawdę, dziękuje.. :)
Aaa, bo mnie zabijecie..
Część następna pojawi się może za 3 miesiące..  :3 Lub później, lub wcześniej.. xD
Albo i nawet wcale...
Więc... Do kiedyś tam..!!
Koniec kazania.. :P
(Proszę nie zabijajcie.. )

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 67 Część 2

Spojrzałem odruchowo na lodówkę. Nadal wisiała na niej instrukcja sporządzona przez Sabrine pod tytułem : Instrukcja gotowania jajek. Nieraz wręcz ryczałem ze śmiechu gdy na nią zerkałem. Od razu przypomniałam mi się moja wpadka z czajnikiem, jak to ten usiłował mnie przywołać swoim gwizdaniem, a ja..? Słuchałem muzyki, zdecydowanie za głośno. Ahh, dobre czasy, dobre czasy. Ale cóż kiedyś musiały się skończyć i iść w siną dal, razem z nią. Właśnie, razem z nią... Cóż, życie..
***

"To takie smutne, wszystko takie smutne.. 
Przeżywamy nasze życie jak idioci..
 A potem umieramy.."
 Charles Bukowski

Po zaprzestaniu użalania się nad sobą i stwierdzenia mojej głupoty wybrałem kierunek sklep. Z racji braku żywności zostawiłem większą zawartość portfela. Co prawda, kasjerki nie mogły przestać patrzeć się na mnie i na mój koszyk wypełniony po brzegi, ale ja.. Ich zdanie.. Zdanie innych przestawało mnie powoli obchodzić. W aktualnej chwili pragnąłem dotrzeć w miarę żyjący do domu i znów iść spać. W tym niecnym planie można było ujrzeć przebłyski szczęścia, wszystko się spełniło. Bez zadrapań wylądowałem w swoim łóżku, gdzie znów zacząłem zadręczać się przemyśleniami.
Po chwili moje szczęście znikło równie szybko jak przyszło. Po cały domu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi, sygnalizujący o przyjściu kogoś. Z początku nie miałem nawet zamiaru wstania i przywitania nieproszonego gościa. Jeśli osoba stojąca przed drzwiami zna mnie doskonale, to dobrze wie, że spokojnie może wchodzić do domu. Lecz jeśli to ktoś obcy, to będzie tam stał jak głupi.
Gdy dzwonek nie dawał spokoju, łaskawie wstałem z łóżka. W szybkości ślimaka podszedłem do drzwi. Ku mojemu zdziwienia spotkałem tam Jessice. Drobna osóbka poobtulana w kurtkę zimową. Twarz całą czerwoną od mrozu na dworze, co chwile przyciskała do rąk schowanych w rękawiczkach. A koło niej stała mała walizeczka, w której zapewne trzymała swoje rzeczy. Chłopacy ją przysłali-pomyślałem- jestem w domu dopiero drugi dzień... Bez dłuższych rozmyślań wpuściłem ją do domu.
-Ile musieli cię namawiać abyś do mnie przybyła..?- spytałem z rozbawieniem w głosie, jednocześnie przytulając siostrę do siebie
-Kto miałby mnie niby namawiać..?-powiedziała z lekkim
-Chłopacy..- odpowiedziałem lekko odpychając siostrę od siebie
-Sama do ciebie przyjechałam, nikt mnie nie namawiał. Gdy napisałeś do mamy o porwaniu Sabriny.. Wiedziałam w jakim mogę cię w stanie znaleźć, więc napisałam kilka sprawdzianów do przodu w szkole i do ciebie przyjechałam. Mogę spędzić z tobą tydzień, jeśli chcesz..-uśmiechnęła się niepewnie
-Zostań jak najdłużej..!-powiedziałem nieco głośniej i jak najmocniej przytuliłem
Jessica była prawie jak druga Sabrina. Można powiedzieć, że wiedziała o mnie więcej niż ktokolwiek inny. Pocieszyła zawsze kiedy tylko zobaczyła stadium załamania w moich oczach. Jej wada: nadopiekuńczość. Nieraz aż przesadzała z pomaganiem mi, a zaznaczmy, że jestem starszy.
-Przepraszam, że przerwę.. Ale jestem strasznie głodna, ponieważ długawo się do ciebie jedzie..
-No jasne..! Masz szczęście, że niedawno byłem na zakupach..!
Pomogłem zdjąć Jessice kurtkę i pociągnąłem ją do kuchni gdzie zamierzałem zrobić coś w miarę jadalnego. Niestety na samym wejściu zostałem usadzony przy blacie i wręcz zmuszony do czekania na coś do jedzenia. Dziewczyna w ciszy i z wielkim uśmiechem biegała po kuchni zbierając składniki, nieraz odezwała się gdzie może znaleźć daną rzecz a następnie wracała do zajęcia.
-Co się z nią stało..?-spytała przerywając cisze panującą w kuchni- Wiem, że została porwana.. Ale dowiedziałeś się przez kogo..?- zerknęła na mnie z lekkim rumieńcem na policzkach
-Jej były chłopak.. Możemy o tym nie rozmawiać..?-spytałem z nutą nadziei w głosie
-Oczywiście.. A teraz jedz..-podsunęła mi pod nos kanapki

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 67 Część 1

-Ciuchy w szafie..-odpowiedział głosem który nie miał w sobie barw- Weź je i wyjdź..
Nie mogłam się ruszyć, jakby wbita w ziemie, stałam w miejscu. Nie mogłam uwierzyć w to co się tu dzieje. W tej chwili po głowie chodziły mi tylko słowa Długo tu nie uciągniesz. I to było prawdą. Muszę jak najszybciej stąd uciec...
-Ruszysz się czy ci pomóc..?-usłyszałam głos niebieskookiej, która w aktualnej chwili chciała zabić mnie wzrokiem
-Idę, jaśnie królewno..-ukłoniłam się sztucznie, wzięłam ciuchy i wybiegłam z sypialni do łazienki
***
Po niedługiej chwili przypomniała mi się wolność, której w tej chwili chciałam zażyć. Jak tylko najszybciej mogłam wybiegłam z łazienki ledwo ubrana. Dobrze wiedziałam o aktualnym zajęciu Chrisa, więc mogłam spokojnie paradować w samej bieliźnie po domu.
Z wielkim hukiem wpadłam do salonu, gdzie tylko korytarz dzielił mnie od drzwi wyjściowych. W pośpiechu ubrałam bluzkę i szarpnęłam za klamkę, lecz ona nie ustąpiła. Jesteś sprytny dla innych, ale jak dla mnie nadal głupi-powiedziałam pod nosem. Następnym celem było wyjście do ogrodu. Tak jak i tamtym razem podbiegłam do drzwi i tak jak i tamtym razem, nie ustąpiły. Z wściekłością kopnęłam nogą w ścianę, co skończyło się moim wyciem z bólu. Powolnymi ruchami zsunęłam się na podłogę chowając twarz w dłonie, aby móc wypłakać się za wszystkie czasy. Jednak źle cię oceniam..-wyszeptałam przez szlochy.
Po kilku minutach wstałam z podłogi. Poprawiłam ciuchy, które w harmidrze zostawały zakładane przeze mnie. Po krótkich przemyśleniach, zrezygnowana włączyłam telewizor ustawiając na kanał muzyczny. Pierwszą moją myślą było zobaczenie jakiekolwiek teledysku i ich wykonawców. Lecz jak na moje nieszczęście zobaczyłam całą paczkę The Wanted. Pierwszą osobą na której skupiłam swój wzrok był Nathan. Nie wyglądał na osobę pełną życia, wręcz na odwrót. Jego twarz była tak biała jak śnieg, jedynym wyróżnieniem były cienie pod oczami, które wskazywały na niewyspanie czy płacz. Później spojrzałam na oczy.. One nie podpowiadały mi nic na temat jego teraźniejszego życia. Były puste, bez barw.. Nie za czasów gdy przebywałam z nim. Wtedy wydawały się iskrzyć, jakby wydawałoby się, że mówią najszczęśliwszy na świecie. Przepełniały je barwy jakby radości, czy szczęścia jakie przynosi czterolistna koniczyna. Lecz teraz..  Teraz tylko cicho podpowiadały bez przerwy zdanie: ktoś zabrał kredki, które nas malują.
Reszta zespołu nie była w lepszym stanie. Wydawać by się mogło, że są zarażeni chorobą, na którą nie ma leku. Właśnie taki widok łamał moje serce na pół. Po moich policzkach znów zaczęły spływać łzy. Tym razem nie były oznaką bezradności, lecz smutku i bólu. Bólu, który przeszywał całe moje ciało. Co chwilę każdy odpowiadał na zadane mu pytanie. Mówili bez uczuć, byle tylko wyklepać formułkę i odpocząć w spokoju. Z początku, ich smutki brałam pod podejrzenie zniknięcia mnie. Ale dlaczego wszyscy..? Czy tylko Nath nie powinien być w stadium załamania, jak już..?
-I jak..? Drzwi poobszukiwane..?- podniosłam głowę, po czym zobaczyłam usatysfakcjonowanego Chrisa- Twoje łzy nic ci nie dadzą, jedynie upust twoim nędznym emocją..-powiedział z kpiącym uśmiechem
Powolnymi ruchami wstałam z kanapy. Stanęłam na wprost chłopaka. Ręka wręcz mnie paliła aby dać mu z liścia i tak zrobiłam. Moje nędzne emocje wyszły na wierzch. Nie potrafiłam już ich dłużej trzymać w sobie...
Chris ani nie drgnął. Nadal z uśmiechem pocałował mnie w policzek, aby po chwili zniknąć w kuchni. Zerwałam się z miejsca, jakbym zobaczyła wyjście z tego koszmaru. Po niedługiej minucie znalazłam się w łazience. Otwierałam każdą półkę w poszukiwaniu żyletki, która miała skrócić moje męki w tym domu. Gdy moje poszukiwania nie przyniosły upragnionego skarbu, upadłam na zimne płytki chowając twarz w dłoniach. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu bezradnym wzrokiem. Moje oczy stanęły na ostatniej półce, o której zapomniałam. Znajdowała się ona za lustrem. Osoby, które pierwszy raz weszłyby do tej łazienki mogłyby jej nie zauważyć. Lecz jak na moje szczęście odnalazłam ją gdy Chris jej nie zamknął. Niestety nic ciekawego w niej nie było oprócz nożyczek..