piątek, 15 marca 2013

Rozdział 22

Podeszłam do drzwi i ukucnęłam... Cała rozmowa opierała się na mnie. To wszystko co usłyszałam...
-Tom ty nie rozumiesz, ona go zniszczy... on już się powoli załamuje razem z nią..!
-Kto..? Sabrina... proszę cię. Ty tego nie widzisz.. prawda?
-Niby czego... Że szczeniaki się w sobie zakochały..?
-Szczeniak to jest w budzie... a to są kochający się ludzie, zrozum to. A jak my się zachowywaliśmy na początku...? Jak oni.. robiliśmy wszystko aby drugiego ochronić...
I w tej chwili szybko uciekłam od drzwi do pokoju, ponieważ usłyszałam wchodzenie po schodach do góry. Wbiegłam do pokoju i wpadłam na Natha, spojrzał mi w oczy i lekko uśmiechnął...
-Już wyszłaś z łazienki..?
-Przyszłam po grzebień...
-Zaraz ci podam..
Nath zaczął grzebać w torbie, a ja jak zwykle usiadłam bezradnie na materacu. Spojrzałam na chłopaka wywalającego ciuchy z torby...
-No przecież tu był...
-Nie masz..?
-Nie, rozczesze ci je rękami jak chcesz...-poruszył w śmieszny sposób brwiami...
-Nath...-uśmiechnęłam się lekko..
-Aha..!! Widziałem uśmiech, poproszę jeszcze raz...
-Na dziś tylko tyle...
-A jak przyniosę grzebień to się postarasz i uśmiechniesz, ale tak bardziej..?
-Możliwe...-podniosła lekko głowę, a Nath wystartował do pokoju Sivy i Naressy... po 5 minutach przyszedł z grzebieniem..
-Mówiłem, że przyniosę.. a teraz czekam na nagrodę...-chwila ciszy..-no uśmiechnij się...-pokiwałam przecząco głową...-Ja ci dam mnie oszukiwać...
Położył swoją zdobyć(grzebień^^) na torbie i podbiegł do mnie... wywinęłam się z jego objęć i pobiegłam na drugą stronę pokoju...
-Nie gilgocz mnie.. proszę...
-Za późno...
Podbiegł do mnie i wziął na ręce...uciekłam mu znów. Wywaliłam się na materac(uff...), Nath wykorzystał tą sytuacje i szybko złapał... można powiedzieć, że siedział mi na brzuchu...(znów sytuacja z korytarza..)
-I co teraz zrobisz..?-spytał się mnie Nath z ironią w głosie..
-Emm... będę krzyczeć...
-Jeszcze pomyślą, że ci coś robię...
-A nie robisz... Siedzisz na mnie i zapewne zemścisz się gilgocząc mnie...
-Nie zacznę cię gilgotać, pod jednym warunkiem... uśmiechnij się do jasnej cholery...
-No nie wiem czy ona taka jasna...
-Uśmiech lub gilgotki przez następną godzinę..
-Ale wiesz, że gdy człowiek się śmieje cały czas przez pół godziny to może umrzeć... Chyba nie chcesz dopuścić do mojej śmierci...
-Czy ty zawsze musisz to robić...
-Co takiego...?
-Znajdywać wymówki... No to hmm.. będę robić przerwy w zemście...
-No już, chwila poczekaj a się uśmiechnę...
-I tak nie zejdę...
-Ok... tylko sobie przypomnę coś miłego... -po chwili na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech...
-No widzisz... nie mogłaś tak od razu..?
-Nie... lubię się z tobą drażnić...
-A o czym takim pomyślałaś...?-spojrzał na mnie swoimi ślicznymi oczami a ja po raz setny dzisiaj się zarumieniłam...

1 komentarz:

magda562 pisze...

dziwny? gdzie on jest twoim zdaniem dziwny?! on jest cudowny
uwielbiam ten rozdział jeden z moich ulubionych
czekam na kolejny
weny!!!!